Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
wydarzenia

Straż miejska może karać kierowców

Autor Paweł Kaczor / info. Sąd Najwyższy/wiadomosci.wp.pl / fot. Czesław Wachnik 30 Września 2014 godz. 14:54
Sąd Najwyższy zadecydował, że straż miejska może wnosić do sądu o ukaranie właściciela pojazdu, który odmówił wskazania, kto kierował jego autem podczas zrobienia zdjęcia przez fotoradar.

- Dla mnie ta decyzja nie jest zaskoczeniem. Byłem przekonany, że takie będzie postanowienie Sądu Najwyższego. Do tej pory opieraliśmy się na poprzednim wyroku Sądu Najwyższego, który również jednoznacznie wskazywał, że strażnicy miejscy są uprawnieni do żądania od właścicieli pojazdów informacji, komu powierzyli samochód do użytkowania w oznaczonym czasie. – mówi Piotr Simiński, Komendant Straży Miejskiej w Koszalinie. – Strażnicy miejscy bez wątpienia posiadają uprawnienia do tego, aby kierować wnioski do sądu, a także nakładać grzywny w drodze mandatu karnego. – dodaje szef koszalińskich strażników.

 

Dotąd nie było jednolitego orzecznictwa w tej kwestii. Problem interpretowania przepisów pojawił się po dokonanej w 2010r. nowelizacji. Od tamtego momentu nie było jednoznacznie wiadomo, czy wnioski do sądu we wspomnianych sprawach może kierować straż miejska, czy powinna robić to policja. – Straże miejskie mogą wnosić do sądu o ukaranie właściciela pojazdu, który odmówił wskazania, kto kierował jego autem w czasie, gdy popełnione zostało wykroczenie drogowe. – zaznaczyli sędziowie Sądu Najwyższego w podjętej we wtorek - 30 września - uchwale.

 

Sprawy ukaranych przez sądy po wnioskach straży miejskiej budziły wątpliwości, gdyż nie było jasne czy ma ona uprawnienia oskarżyciela publicznego. Według Sądu Najwyższego straż miejska ma takie prawo. – Nie po to intencją posłów było uwolnienie paruset policjantów od pracy papierkowej za biurkiem i przekazanie tej pracy inspektorom transportu drogowego, żeby ci policjanci przejęli inną pracę biurową, czyli kierowanie do sądów wniosków dostarczanych przez straże miejskie. – mówił w uzasadnieniu wtorkowej uchwały sędzia Sądu Najwyższego Zbigniew Puszkarski.

 

Uchwała ma moc zasady prawnej – są nią związane inne składy Sądu Najwyższego. Warto podkreślić, że zgodnie z zapisem Kodeksu wykroczeń karze grzywny podlega właściciel samochodu, który nie poinformuje służb, komu powierzył swój pojazd do kierowania lub używania w konkretnym czasie. Głównie chodzi o przypadki zarejestrowania przekroczenia prędkości przez fotoradar.

Czytaj też

Straż Miejska: ile na nią wydajemy, a jakie ma dochody

Ala, fot. FB/Straż Miejska Koszalin - 15 Lipca 2016 godz. 4:56
Postanowiliśmy przyjrzeć się koszalińskiej Straży Miejskiej. W 2015 roku mieliśmy 24 strażników. Na ich pensje wydaliśmy 1 043 802 zł. Średnio miesięczny koszt wynagrodzenia strażnika wyniósł ok. 3600 zł. W okresie czterech lat (2012-2015) w zasadzie zarówno stan osobowy jak i wydatki na pensje miejskich strażników w Koszalinie był niezmienny. Do dyspozycji koszalinianie mieli 25 lub 24 strażników, których roczne koszty wynagrodzeń oscylowały wokół miliona złotych. Jeśli chodzi o zakup sprzętu w tym czasie, to nasi strażnicy wzbogacili się o m.in. dwa rowery marki Level A2 Kross, klimatyzator, cztery fotopułapki, cztery aparaty fotograficzne. Dość dziwnym zakupem wydaje się być... ławka ogrodowa. Bodaj największym zakupem było kupno samochodu marki Renault Trafic Fur. Dla równowagi dodajmy, że na wyposażeniu strażników znalazł się także przekazany w formie darowizny autochodzik... W 2012 roku Straż Miejska w Koszalinie ukarała mandatami i nałożyła grzywny w łącznej wysokości 300 499 zł. Rok później strażnicy byli bardziej łaskawi i zanotowali dochód 277 801 zł. Kolejny rok, 2014 był już rekordowy jeśli chodzi o dochody SM i przyniósł aż 380 867 zł. Przed rokiem na wystawione przez strażników mandaty i grzywny wydaliśmy 306 370 zł.   

Straż Miejska do likwidacji?

Paweł Kaczor / info. finanse.wp.pl / fot. Straż Miejska Koszalin - 11 Września 2014 godz. 13:15
W Koszalinie rozgorzała dyskusja. W Internecie powstał nawet profil inicjatywy domagającej się likwidacji koszalińskiej Straży Miejskiej. Mieszkańcy wielu miast w Polsce buntują się przeciwko Straży Miejskiej. Podpisy pod wnioskami o likwidację lokalnych Straży zbierane są w całym kraju. Na wspomnianym wcześniej facebook-owym profilu można przeczytać, że „Utrzymanie Straży Miejskiej kosztuje mieszkańców ładnych parę milionów złotych. Na część tej kwoty składamy się poprzez płacenie najwyższych podatków lokalnych w województwie zachodniopomorskim, a pozostałą część strażnicy miejscy zabierają nam sami wystawiając kolejne mandaty, często zupełnie za bezsensowne przewinienia”.   Ponadto czytamy, że „Moda na Straż Miejską wynikała z chęci łupania mieszkańców za pomocą systemu fotoradarów ustawianych w miejscach niemających wpływu na bezpieczeństwo na drogach, ale nadających się świetnie do łatania miejskiego budżetu przy pomocy mandatów”. – Same ogólniki, niemające przełożenia na koszalińską SM. Autorowi nie chciało się nawet sprawdzić w ogólnodostępnych materiałach ile to jest te „ładnych parę milionów”. No ale po co, kiedy nie o faktyczną ocenę SM tu chodzi, tylko o populistyczne działania. Malkontentom polecam dostępne na stronie koszalińskiej SM coroczne sprawozdania, z których jednoznacznie widać postępujący wzrost zgłoszeń od mieszkańców, którzy m.in. w ten sposób legitymizują koszalińską SM. – komentuje Andrzej Krysiak, który przez wiele lat był związany z Strażą Miejską w Koszalinie.   Można spotkać się z opiniami, że miasto znakomicie radziło sobie bez strażników miejskich. Źle zaparkowane auta były odholowywane przez policję, a w miejscach nieprzeznaczonych do parkowania ustawiano betonowe paliki, które były tańsze w utrzymaniu niż SM. – Strażnik miejski jest postrachem kierowców, ale nie przestępców. Funkcjonowanie Straży Miejskiej to osłabienie Policji. Jeśli wręcz wzmacniałoby się Policję, to byłoby to skuteczniejsze i tańsze. – uważa Robert Bodendorf, Prezes Północnej Izby Gospodarczej Oddział w Koszalinie. Kontrowersje budzi również kupno nowego samochodu – Renault Trafic – za 127,5 tys. zł dla koszalińskiej SM. – Straż Miejska otrzymała auto za ponad 100 tys. zł do przewożenia osób, np. na Izbę Wytrzeźwień. Nie zgadzam się na to, aby takie koszty były pokrywane z moich podatków. – informuje Robert Bodendorf, Prezes PIG Koszalin.   - Auto te było nam bardzo potrzebne dlatego, że mamy bardzo wysłużony tabor samochodowy. W służbie aktualnie jest jeszcze pojazd z 1998r., czyli od 16 lat – to bardzo dużo. Zwykle w Policji pojazdy wymieniane są po 3-4 latach. Potrzebny był nam radiowóz dostawczy ze specjalnym pomieszczeniem do przewozu osób zatrzymanych, ponieważ rocznie dowozimy ponad 800 takich osób. Pojazdy, które mamy są już wyeksploatowane i generują dodatkowe koszty związane np. z naprawami. Nowy pojazd pozwoli te koszty zminimalizować. – uważa Piotr Simiński, komendant Straży Miejskiej w Koszalinie.   Na profilu „Straż Miejska w Koszalinie do likwidacji” czytamy również, że „Część pieniędzy przeznaczonych na kosztowny i nieprzydatny wynalazek można przeznaczyć na sfinansowanie dodatkowych patroli Policji co w sposób rzeczywisty wpłynie na poprawę bezpieczeństwa i komfort życia mieszkańców”. – Zapewniam, kierowany kilkudziesięcioletnim doświadczeniem z pracy policyjnej i SM, że te tysiące zgłoszeń, które rok rocznie trafiają do SM „zamulą” pracę policji, a nawet jestem pewien, ze grono z nich pozostanie bez interwencji. – komentuje Andrzej Krysiak.   Zarówno na wspomnianym profilu, jak i w jednej z dyskusji prowadzonej na portalu społecznościowym Facebook pada wiele innych argumentów za i przeciw likwidacji SM. Zbieranie podpisów pod wnioskiem referendum w sprawie likwidacji SM trwa od Przemyśla po Elbląg, od Suwałk po Bielsko-Białą. Czy w Koszalinie ten pomysł również znajdzie zastosowanie? Do sprawy Straży Miejskiej wrócimy w przyszłym tygodniu, kiedy to porozmawiamy o jej funkcjonowaniu z obecnym komendantem koszalińskiej SM. A Państwo jak uważają? Czy Straż Miejska jest potrzebna? 

„Chwila, tylko się wysikam!”

Paweł Kaczor / grafika: phunkstarr/flickr.com/CC - 31 Stycznia 2014 godz. 15:42
Mężczyzna sika w biały dzień obok ławki w Parku, gdy wokół sporo pieszych. Udajesz, że tego nie widzisz czy zwracasz uwagę? A może „olewasz”, bo i tak nic nie wskórasz? Wiele osób nie reaguję w takich sytuacjach. Dlaczego? Może po prostu nie widzą one nic niestosownego w załatwianiu potrzeb fizjologicznych w miejscach publicznych? Zarząd Budynków Mieszkalnych w Koszalinie zarządza trzema szaletami miejskimi. Znajdują się one przy ul. Młyńskiej („słynna” toaleta wybudowana za ok. 400 tys. zł), ul. Biskupa Czesława Domina oraz ul. Połtawskiej. Ponadto w naszym mieście jest jeszcze jeden szalet. Znajduję się on przy ul. Dworcowej (zarządzany jest przez Zarząd Dróg Miejskich).   Korzystanie z publicznych toalet jest płatne, jednak nie obciąża naszego budżetu w znacznym stopniu. Za załatwienie potrzeb fizjologicznych trzeba zapłacić 2 zł. Toalety są czynne w godzinach 10-18 w dni powszednie oraz w godzinach 10-16 w weekendy. Ponadto osoby będące w Centrum miasta mogą bezpłatnie skorzystać z toalety np. w koszalińskim ratuszu.   Mimo to, wiele osób „wypróżnia się” w miejscach publicznych, takich jak m.in. park, podwórko pod domem, za pobliskim „murkiem”, na terenie szkoły czy nawet na przejściu dla pieszych. – Interwencje dotyczące załatwiania potrzeb fizjologicznych w miejscach publicznych dotyczą najczęściej osób w stanie upojenia alkoholowego, bo to one najczęściej potrzebują się załatwić na ulicy nie uwzględniając zasad dotyczących szeroko rozumianej obyczajności. – podaje Piotr Simiński, Komendant Straży Miejskiej w Koszalinie.   - Zdarzały się przypadki, że osoby będące w stanie upojenia alkoholowego załatwiały swoje potrzeby w „rażących miejscach”, np. na zieleńcu w parku, gdzie bawiły się dzieci. Zostało to zakwalifikowane przez funkcjonariuszy jako zgorszenie w miejscu publicznym, a to dało już podstawy do zatrzymania w Izbie Wytrzeźwień. – dodaje Komendant Straży Miejskiej.   Mimo tego, że za załatwianie potrzeb fizjologicznych w miejscu publicznym można mieć sporo nieprzyjemności, wiele osób nie zwraca na to uwagi. Rozumiem, że czasami zdarza się sytuacja, kiedy mocz wręcz „rozsadza” pęcherz, ale czy naprawdę nie możemy powstrzymać się od „wypróżniania” w miejscu publicznym, często w obecności innych mieszkańców?   Okej, może nie zawsze toalety publiczne są w pobliżu. Jednak możemy udać się chociażby do Galerii Handlowych czy pobliskich lokali. Prawdą jest, że w większości z nich, żeby skorzystać z toalety, „oficjalnie” trzeba być jego klientem. Jednak nigdy nie spotkałem się z tym, żeby wyprowadzono kogoś za rękę, za to, że wszedł do danego lokalu jedynie do toalety.   Zrozumiem jeszcze te osoby, które naprawdę nie mogą wytrzymać i załatwiają swoje potrzeby „na boku”. Odchodzą dalej, żeby nikt ich nie widział, ani nie poczuł się niekomfortowo. Jednak sikanie w biały dzień obok przejścia dla pieszych, przy przedszkolu, w pobliżu instytucji publicznej czy obok przystanku nie powinno mieć miejsca.   W zimę, gdy na dworze mróz, z pewnością takie sytuacje zdarzają się rzadziej. Jednak latem, gdy temperatury są wysokie, często można usłyszeć charakterystyczny odgłos wylewanej cieszy w miejscach publicznych. Wielu narzeka, że szalety miejskie są płatne, ale ich utrzymanie również kosztuję, a 2 zł to naprawdę niewygórowana kwota. – Łączne koszty poniesione w 2014r. przez ZBM na utrzymanie szaletów miejskich szacunkowo wyniosą 23 tys. zł. – podaje Monika Tkaczyk, dyrektor Zarządu Budynków Mieszkalnych w Koszalinie.   Zakładam, że większość z nas przynajmniej raz była świadkiem załatwiania potrzeb fizjologicznych w „rażących miejscach”. A może po prostu tylko mi się wydaję i do takich sytuacji dochodzi sporadycznie? Może trzeba współczuć takim osobom, które obdarzone są zbyt słabym zwieraczem albo po prostu wypili zbyt dużą ilość płynów i „przyciśnięci” potrzebą postanowili obnażyć się w miejscu publicznym w obecności wielu przechodniów?   Nieraz jest tak, że próba zwrócenia uwagi nie przynosi żadnych rezultatów. Zaś codzienne patrole policji czy straży miejskiej nie zawsze są w stanie „złapać na gorącym uczynku” taką osobę, gdyż często zanim się pojawią, to „obszczymurek” znika. Oczywiście rozumiem, że czasami pęcherz „przyciśnie” tak mocno, że nie dojdzie się do toalety. Jednak czy naprawdę „rażące miejsca” są dobrą lokalizacją na załatwianie potrzeb fizjologicznych? Wątpię.