Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
kultura

Po co nam teatr w Koszalinie?

Autor Robert Kuliński 11 Kwietnia 2014 godz. 15:28
Nieść „kaganek oświaty”, czy bawić? Tworzyć spektakle eksperymentalne, a może zapełnić repertuar żelazną klasyką? Jaką rolę powinien spełniać jedyny teatr w mieście? Takie kwestie poruszyli goście wczorajszej debaty w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym, Artur Liskowacki i Bartłomiej Miernik.

BTD nie ma łatwej drogi przed sobą. Nie posiadając specjalnie żadnej konkurencji, nie tylko spada nań ciężar zaspokojenia gustów całej publiczności, ale istnieje także niebezpieczeństwo licznych pułapek, w które może wpaść. Liskowacki przytoczył  kilka przykładów z Polski, gdzie dyrektorzy starając się tworzyć teatr autorski doprowadzili do „wytrzebienia” publiczności. - Robić teatr własny to wielka pokusa. Sprawi to, że będą przyjeżdżać krytycy warszawscy i placówka zaistnieje w mediach, ale taka sława trwa krótko. Należy pamiętać, że teatr bez publiczności nie ma racji bytu.

Według Miernika dobra dyrekcja czuje potrzeby publiczności. - Nie chodzi tu o schlebianie gustom, ale o rozumienie, że widz ma różne oczekiwania. Dopiero na tej wiedzy powinno odbywać się budowanie repertuaru i próby podjęcia dialogu z publicznością.

Obydwaj goście zgodzili się, że BTD miał sztuki lepsze i gorsze, ale cechą charakterystyczną koszalińskiego teatru jest różnorodność, która powoduje swego rodzaju artystyczny ferment. Aktorzy mogą doskonalić swój warsztat, raz występując w dramacie, raz w farsie innym razem w bajce dla dzieci. Jest to wyzwanie i za razem możliwość ciągłej konfrontacji ze swoimi słabościami i mocnymi stronami.

Liskowacki zwrócił uwagę, że w Koszalinie było wiele spektakli muzycznych jak, choćby „Noc poety” oparty na piosenkach Jonasza Kofty, które nie wpadały w musicalowy banał. Rozrywka na wysokim poziomie, spektakle nowoczesne i za razem dbałość o młodego widza, to wyzwanie, jak i zabieg rozsądny. Zamkniecie się na jeden nurt sceniczny doprowadziłby do tego, że w końcu publiczność poczułaby znużenie.- dodał Zdzisław Derebecki, dyrektor BTD- Za każdym razem, kiedy ustalamy nowy sezon czuję się nieco schizofrenicznie, ale jest to konieczność, bo oprócz wiadomych względów artystycznych pamiętać musimy o ekonomii. 

Debata w niewielkim gronie udała się pod względem merytorycznym. Dzięki zaproszonym gościom i głosom z widowni możliwym było przyjrzenie się historii BTD. Prześledzić różne etapy pod wodzą kolejnych dyrektorów. Padły szczere i niewymuszone głosy pochwały dla obranej obecnie drogi, włącznie z rezygnacją z figury dyrektora artystycznego. Miernik i Liskowacki podkreślili, że BDT został zauważony w środowisku ogólnopolskim inicjatywą festiwalu „m- teatr”, który rokrocznie przyciąga młodych twórców. Mają oni okazję wystartować. Nie tylko zadebiutować z własną realizacją sceniczną, ale rzeczywiście wejść w środowisko mając ciągłą, a nie jednorazową, pomoc koszalińskiej sceny.

W mojej opinii BTD jest nie tylko instytucją kulturotwórczą, ale odgrywa ważną rolę w sensie społecznym. O teatrze się rozmawia nawet, jeśli nie jest się teatromanem. To nie tylko wizytówka Koszalina, ale także miejsce promieniujące na koszalińską rzeczywistość. Podkreślana różnorodność repertuaru jest świetną okazją, aby zaprezentować rozrywkę na poziomie wyższym niż telewizyjna papka, poruszyć tematy ważne oraz spotkać się z klasyką, która być może niedoceniana może przypomnieć walory i bogactwo języka polskiego. Tu odwołuję się do ostatniej premiery „Zemsty”, która z miejsca była okrzyknięta realizacją dla szkół. Okazało się, że w wykonaniu zespołu BTD nie ma sztuczności i patosu, a fredrowska komedia jest świetnie zrealizowaną sztuką. Teatr wymaga dbałości tak, jak cała kultura, bo sama infrastruktura, czy „igrzyska” sportowe nie załatwią wszystkiego.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł