Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
kultura

„Prawda” nie dla każdego

Autor Robert Kuliński/ fot. I. Rogowska 2 Kwietnia 2016 godz. 23:51
Rafał Matusz w intrygujący sposób zadebiutował w roli reżysera komediowego. Być może właśnie dlatego, że przez większość swojej działalności teatralnej unikał rozśmieszania publiczności, jego wersja „Prawdy” Floriana Zellera na deskach Bałtyckiego Teatru Dramatycznego, udała się znakomicie.

Takiej tezy zapewne nie potwierdzą miłośnicy komedii spod znaku farsy. W Koszalinie jest ich sporo, bo zespół BTD ostatnimi czasy bardzo szczodrze obdarowywał publiczność komizmem zamaszystym. Często też takim, który brnął w stronę żenady, jak „Rozpusta”, czy „Seans”. Nowa produkcja rodzimej sceny pozwala odpocząć od błazenady. Nie brakuje jednak dowcipu.

 

Jest zabawnie, ale ciężar czai się ponad bohaterami, stopniowo drążąc widza. To oczywiście tyczy się tych odbiorców, którzy pozwolą sobie na refleksję pomiędzy humorystycznymi elementami akcji. Zaś tym, którym sprawia to trudność, spektakl skojarzy się raczej ze średnio śmieszną komedią o zdradzie i kłamstwie.

 

Reżyser doskonale pokazał zepsutą relację pomiędzy czworgiem bohaterów. Przedstawienie ma jedynie rys komediowy, bo trudno je nazwać pełnoprawną sztuką rozrywkową. Jest czemu się przyjrzeć, jest o czym pomyśleć.

 

Zdrada to wdzięczny temat wielu komedii, więc zdawać by się mogło, że formuła opowieści niczym nie zaskoczy. Jednak piramida kłamstw w pewnym momencie rozrasta poziomo, co sprawia, że widz uczestniczy w samozawiązującej się intrydze. Można odczuć dreszcz niczym z kryminału. Spirala zapętla się w kontinuum, którego już nikt nie będzie w stanie przerwać. Smutny obraz dwóch małżeństw, mieszczańskie zepsucie i kompletna niedojrzałość egoistów prowadzą do przerażających wniosków.

 

Czyżby dziś w XXI wieku bardziej moralnym było kłamstwo? Przecież to nie do przyjęcia! Jednak historia Filipa pokazuje, że prawda w jego życiu nie niesie ze sobą nic dobrego. Kolejne odsłaniane karty w grze, ujawniają nie tylko zdradę żony, przyjaciela, a nawet ideałów, ale pokazują ogrom hipokryzji całej czwórki.

 

Kłamstwo, fałsz, obłuda to oczywiście zarzuty wobec człowieka wytaczane w każdym okresie rozwoju cywilizacji. Artyści zawsze piętnowali takie postawy, a Zeller w wersji Matusza robi na miarę naszych czasów. Paradoksalnie forma komediowa dodaje „Prawdzie” pieprzu. Wystarczy spojrzeć na to w taki sposób, że inaczej nikt by nie chciał tego słuchać. Swoisty wybieg, by przynajmniej podprogowo kopnąć czyjeś sumienie.

 

Z grona aktorów warto wyróżnić przede wszystkim panów. Leszek Czerwiński pokazał się z doskonałej strony, ważąc teatralne środki, dzięki czemu emanował naturalnością. Natomiast Wojciech Kowalski, jako główny bohater, „rolowany” przez wszystkich macho hotelowego zacisza, korporacyjny lis i nieudacznik w jednej osobie, zachwyca solidnym warsztatem. Beata Niedziela także wypadła interesująco, gdyż wydostała się z kolein własnej maniery, pozbywając się histerii i teatralnego manekiniarstwa.

 

„Prawda” jest spektaklem zdecydowanie wartym obejrzenia. Nie jest to jednak komedia dla każdego, co zdecydowanie można uznać jako atut.

Czytaj też

Absolutne piękno jest złem

Robert Kuliński - 30 Marca 2016 godz. 11:41
Najnowsza produkcja zespołu Bałtyckiego Teatru Dramatycznego, będzie komedią nie tylko do śmiechu. Z reżyserem spektaklu „Prawda” - Rafałem Matuszem, rozmawia Robert Kuliński. Premiera już w najbliższą sobotę, 2 kwietnia.   Przed Panem niełatwe zadanie. Spektakle na podstawie tekstu Floriana Zellera, były wystawiane na rozmaitych scenach teatralnych w Polsce. Dlaczego zdecydował się Pan zrealizować własną wersję?   - Rzeczywiście jest kilka realizacji „Prawdy”. Sam widziałem dwie. W dodatku jest to dla mnie nowość, bo jak dotąd uciekałem od komedii. Jednak ta sztuka mnie intryguje. Przede wszystkim ma ważne przesłanie. Zawiera wizję świata, która jest niepokojąca. Pociąga mnie też ten ciekawy sposób opowiadania o ważnym zjawisku, dotknięcia go za pomocą komedii. Wydało mi się to na tyle intrygujące, że nie mogłem się oprzeć.   Spektakl opowiada o zdradzie, kłamstwie, oszustwie i konsekwencjach. Są tacy reżyserzy, którzy lubią pouczać. Nie jest tak, że komedia ułatwia ucieczkę od scenicznego moralizatorstwa?   - Nie łudźmy się, że tytułowa „Prawda” jest ukazana w spektaklu jako supercnota. Jest to raczej rodzaj zadanego tematu. Prawda równoważy się tutaj z kłamstwem. Na scenie obracamy tymi wartościami, które się wznoszą, opadają, równoważą i są w ciągłym dyskursie. Zgodzę się, że lepiej jest mówić o rzeczach poważnych za pomocą lżejszego gatunku jakim jest komedia. Publiczności dużo łatwej wtedy przyswoić sobie pewne wartości. Nikt z nas nie lubi jak koś nam palcem wskazuje i nas umoralnia. Natychmiast się zamykamy. Komedia daje nam taką przestrzeń, że jesteśmy w stanie więcej na siebie przyjąć.   Czy można znaleźć jakieś modele komediowe, do których się Pan odwołuje?   - Zahaczamy trochę o Pintera, ale chyba najbardziej trafnym odnośnikiem jest „American beauty”. Można w „Prawdzie” odnaleźć ten świat zakłamania, podwójnej moralności i pobłażania. Zainspirowaliśmy się takim klimatem rzeczywistości, gdzie jest lekko, łatwo i przyjemnie. Wszyscy lubią się przeglądać w lustrze, dobrze się czuć i tkwią w takim wygodnym smrodku.   Jak wyglądała praca od kuchni? Po raz pierwszy zabrał się Pan za komedię. Czy to wymagało także nowych sposobów działania? Powiedzmy praca z aktorami nad tekstem tym razem była bardziej intensywna, a może ważniejsze było rozplanowanie akcji itp.?   - Przede wszystkim praca nad tekstem. Zależało mi na tym, żeby nie grać głupich ludzi, a pokazać ich w pewnych kontekstach. Dużo też rozmawialiśmy o kondycji współczesnego człowieka i konieczności redefinicji zachodniej cywilizacji.   Dość ciężkie rozmowy. Ciekaw jestem do jakich wniosków doszliście.   - Obecnie osoby wychowane w innej kulturze i o innych poglądach religijnych, niejako zmuszają nas w Europie do tego, abyśmy jeszcze raz spojrzeli na dziesięć przykazań - naszą moralność. „Prawda” wpisuje się w tę refleksję. Podjęliśmy próbę zbadania tego, czy istnieje jeszcze coś takiego jak twardy kręgosłup moralny, czy jednak nasza kultura stała się już „kulturą miękkiego nadgarstka”.   Nie uważa Pan, że obecnie egoizm przestał być czymś wstydliwym? Mam tu na myśli ciągłe ujadanie popkultury, że „Tobie ma być dobrze”, „ta oferta jest przygotowana specjalnie dla Ciebie”. To musiało się przełożyć choćby na problem poruszany w „Prawdzie”, czyli dbanie tylko o swoją wygodę, zachcianki i przyjemności kosztem związku, wierności, zaufania.   - Nasza kultura antropomorfologizuje się. Na samym szczycie wszystkich wartości jestem ja sam, czyli człowiek. W związku z tym wszystko jest podporządkowane temu, abym był ładny, zdrowy, mądry, wykształcony i spełniał wszelkie oczekiwania wymarzonego CV. Poprzeczka tej „f a j n e j” kultury, dąży do świata Kena i Barbie. Jeśli obecnie wysiłki człowieka skupiają się na sprostaniu modelowi lansowanemu w tych wszystkich „kolorowych serialach”, to automatycznie traci on czujność moralną. Ten pęd osłabia naszą kondycję psychiczną i usypia. Stajemy się duchowo leniwi.   Zmieńmy temat, bo jeszcze przestraszymy czytelników. Debiutował Pan na deskach BTD „Lekcją” Ioneski w 1995 roku. Jak to jest wrócić po latach?   - To wieka frajda powrócić do teatru swojego debiutu i móc przygotować spektakl. To daje mi dodatkowego kopa do pracy. Jednak trzeba zaznaczyć, że po tych dwudziestu latach, mam już swój bagaż doświadczeń. To daje fajny punkt odbicia. Dzięki temu, że znów jestem w Koszalinie, mogę przyjrzeć się mojemu rozwojowi od czasu debiutu. Jakie poczyniłem postępy i jak inaczej widzę dzisiaj scenę, aktora i sztukę.   A BTD zmienił się przez te dwadzieścia lat?   - Widzę, że jest odnowiony (śmiech). Bufet też funkcjonował nieco inaczej niż teraz (śmiech). To jest jednak tylko kosmetyka, bo klimat tego miejsca pozostał. Ludzie, których pamiętam, dalej mają fajną, pozytywną energię. Czuję się tutaj doskonale.   Na zakończenie mam pytanie filozoficzne. Ponieważ zabrał się Pan za komedię, a ta kojarzy się przede wszystkim z rozrywką - czy rozrywka jest sztuką, czy sztuka jest rozrywką?   - Jestem wychowany na starej formule Keatsa „beauty is truth, truth beauty”. Mam takie poczucie, że piękno i dobro zostały w absolutnie nieodwracalny sposób oderwane od siebie. Często piękne jest złe. Dlatego myślę, że rozrywka potrafi być dobra, ale też bardzo, bardzo zła. Sztuka natomiast jest nam potrzebna do tego, abyśmy mieli punkt odniesienia. Abyśmy mogli weryfikować, czy piękno nadal jest dobre, czy jest już czystym złem. Użyję takiego skrótu myślowego, że niestety we współczesnym świecie absolutne piękno, jest złem.   Dziękuję za rozmowę