Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
kultura

Koszaliński BTD i węgierscy prawnicy

Autor Robert Kuliński 1 Marca 2016 godz. 17:48
Z repertuaru Bałtyckiego Teatru Dramatycznego zniknął spektakl wyreżyserowany przez Wojciecha Rogowskiego „Cykor – bojąca dusza”. Właściciele praw majątkowych do sztuki Pála Békésa, dopatrzyli się naruszenia formy i żądają pieniędzy.

Z nieoficjalnych informacji, wynika że sprawa dotyczy warunków licencji, a dokładniej muzyki wykorzystanej w koszalińskiej adaptacji tej bajki dla dzieci. Według umowy spektakl nie mógł być oprawiony inną muzyką niż w oryginalnych założeniach autora. Jest to zastrzeżenie dość dziwne. Spektakl tego węgierskiego pisarza był bowiem wystawiany w Polsce nie po raz pierwszy. Wcześniej między innymi jego utwór pojawił się  w Olsztyńskim Teatrze Lalek. Tu  autorem muzyki był Bogdan Szczepański, i wówczas nikt nie wniósł żadnych zastrzeżeń do adaptacji...       

W Koszalinie autorami oprawy muzycznej zostali - muzyka  Maciej Osada Sobczyński, teksty piosenek Tomasz Ogonowski. Ich praca stała się pretekstem dla spadkobierców praw majątkowych po Békésu i ich prawników, aby domagać się zadośćuczynienia w wysokości 7 tys. euro za naruszenie formy spektaklu.


Przedstawienie zostało zatem zdjęte z afisza, a dyrektor BTD, Zdzisław Derebecki zamilkł.. Nie zgodził się na spotkanie w celu wyjaśnienia  sytuacji. Nie odpisał także na maila z pytaniami. Szkoda, bo BTD jest instytucją publiczną, utrzymywaną przez podatników. Warto więc, aby dyrektor wyjaśnił w jaki sposób planuje rozwiązać ten problem. Z naszych informacji wynika, że dyrektor BTD winą za całe zamieszanie obarcza Związek Autorów i Kompozytorów Scenicznych (ZAiKS).      

- Szkoda tego spektaklu, bo jest świetny – mówi z żalem Tomasz Ogonowski. - Oczywiście jako współtwórca byłem na premierze. Chciałem jednak zobaczyć reakcję najmłodszej widowni, więc udałem się na przedstawienie w innym dniu. Dzieciaki wychodziły ze spektaklu śpiewając i tańcząc. Poza tym to mądry tekst i wspaniała scenografia. Mam nadzieję, że walka jeszcze trwa i  „Cykor...” wróci na afisz - dodaje. 

Wydaje się, że węgierscy prawnicy znaleźli w umowie licencyjnej pretekst do tego, by na sztuce zarobić podwójnie.  

Czytaj też

Dopowiedzenie w sprawie „Cykora”

Robert Kuliński - 2 Marca 2016 godz. 17:58
Roszczenia węgierskich prawników wobec Bałtyckiego Teatru Dramatycznego sięgają niebotycznej kwoty 7 tys. euro. Dyrektor BTD nie składa broni i zapewnia, że trwają rozmowy. Przypomnijmy, że  koszalińska adaptacja  sztuki  Pála Békésa „Cykor – bojąca dusza” znalazła się na celowniku agencji ochrony praw autorskich. Powodem jest użycie innej muzyki niż zakładają zapisy licencji. Według spadkobierców praw po  Békésu przedstawienie to  tzw. „utwór łączny”, gdzie prawną ochroną objęta jest zarówno warstwa literacka, jak i muzyczna. Zdzisław Derebecki, dyrektor BTD kilka dni temu publicznie obarczył winą za całe zamieszanie  Związek Autorów i Kompozytorów Scenicznych (ZAiKS). Teraz widzi sprawę nieco inaczej. - Zaiks nie był poinformowany, że jest to utwór łączny. Obecnie trwają negocjacje ze stroną węgierską dotyczące urealnienia opłaty licencyjnej tzn. takiej jaka jest w innych tego typu utworach. Agencja węgierska jest otwarta na propozycje Zaiksu. Może dojdziemy do porozumienia. Pewności jednak nie ma – kwituje. Andrzej Krakowiak z koszalińskiego oddziału ZAiKS, potwierdza, że trwają rozmowy, ale nie może podać więcej szczegółów. Trzymamy rękę na pulsie.   W pierwszej publikacji dotyczącej roszczeń wobec rodzimego teatru „Koszaliński BTD i węgierscy prawnicy”  zaznaczyliśmy, że dyrektor teatru unika wyjaśnień. Wynikało to ze zwykłej złośliwości przedmiotów martwych, gdyż pisemna odpowiedź Derebeckiego nie dotarła do naszej redakcji, a zaginęła gdzieś w cyberprzestrzeni.