Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
kultura

Publiczność chciała hard'n'heavy

Autor Robert Kuliński 23 Stycznia 2016 godz. 1:01
Frekwencja podczas wieczoru z muzyką heavy metalową i hard rockową pokazała, że publiczność w Koszalinie ma głód tego typu imprez. Pomimo, że nie wszystkie zespoły prezentowały solidne brzmienie i muzyczny poziom, fani ostrych gitar przyjęli artystów z entuzjazmem.

Koncert wypełniła twórczość trzech formacji: So Long, Fantomima oraz Steel Drunk. Zapowiedź imprezy była jednoznaczna - hard'n'heavy - miłośnik świeżości, innowacyjności, czy po porostu czegoś oryginalnego, mógł spokojnie odpuścić sobie piątkowy wieczór w Kawałku Podłogi. Zabrzmiały siermiężne riffy odwołujące się do klasyki heavy metalu i hard rocka. Nic ponad ramy gatunkowe. Żadnego przełamywania konwencji, a jedynie repertuar zagrany – można by rzec – po bożemu.

Szczególnym urokiem odznaczyła się formacja So Long. Muzycy czerpią z pierwocin ostrego grania. Pewnie chcieliby zabrzmieć rasowo, tak jak wczesne Judas Priest, ale brak ku temu jeszcze umiejętności i obycia scenicznego. Przynajmniej takie wrażenie można było odnieść widząc wokalistę kryjącego się za ciemnymi okularami i słysząc co chwila wysypującą się perkusję oraz błądzenie po obrzeżach rocka psychodelicznego z przełomu lat 60. i 70. ubiegłego wieku. Bluesowe pochody wybrzmiewały kanciatą motoryką. Wokalista gubił tonację, ale twardo starał się popiskiwać wedle żelaznych prawideł stylu. Do tego rozjeżdżająca się sekcja. Nie mogło się udać - a jednak.

Od muzyków biła szczerość, zaangażowanie i wielki entuzjazm. Publiczność zrewanżowała się ciepłym przyjęciem i burzą oklasków. Zespół So Long zagrał tak pokracznie, że miało to swój urok.

Zupełnie inaczej wypadła formacja Fantomima. Trio przeniosło słuchaczy w do przełomu lat 80. i 90. Był to szczególny okres wielkiej popularności metalu, który normalnie śmigał na antenie MTV w towarzystwie innych, mniej ekstremalnych stylów. Wyobraźmy sobie zespół Metallica, który stoi okrakiem pomiędzy „...And the justice for all” a „Czarnym albumem”. Dorzućmy do tego wokal Oleja z Proletaryatu, kiedy to w TVP można było oglądać program Clipol i słuchać jak to polscy wokaliści  naśladują na przemian manierę Hetfielda lub stosują tzw. zawodzenie w stylu Seattle. Do tej mikstury wplećmy najbardziej kiczowaty okres radosnej twórczości Guns N' Ross, a przede wszystkim solówkowe tandeciarstwo Slasha – który z niezrozumiałych dla autora względów, wśród wielu gitarzystów jawi się jako bożyszcze.

Muzycy zaprezentowali bardzo pieczołowicie przygotowany materiał, który mógłby zachwycić, ale dobre trzydzieści lat temu. Na scenie wystąpił kolejny, miliardowy zespół parający się kopiarstwem i to rażącym. Atrakcyjność repertuaru Fantomimy, jest wątpliwa. Słuchacze poszukujący choć cienia jakiejkolwiek, autorskiej inwencji muzyków, mogliby nabawić się zajadów od ustawicznego ziewania. Szkoda, bo dało się słyszeć, że muzycy są ambitni, ponieważ porywają się na bardzo rozbudowane formy. Mimo to odegrane zostały kolejne kalki metalowo - hardrockowych rozwiązań, które już dawno przebrzmiały nawet na antenie MTV.

Publiczność ponownie nie zawiodła i nagrodziła młodych muzyków solidną dawką oklasków oraz okrzyków entuzjazmu. Można by to wytłumaczyć socjologicznym tworem - postacią pewnego inżyniera z „Rejsu”

Piwowskiego, ale ileż to razy już na naszych łamach to dźwięczne nazwisko pojawiało się w kontekście koszalińskiej sceny muzycznej.

Wieczór należał do młodych zawodowców ze Steel Drunk. Formacja doskonale radzi sobie z odgrzewaniem zatęchłej stylistyki hard rocka. Wbrew pozorom nie trzeba zbyt wiele, aby tego dokonać. Chodzi o dystans, przymrużenie oka. Bydgoskie trio można śmiało postawić obok takich grup jak Thermit, czy The Toobes, które świetnie balansują pomiędzy pastiszem, a hołdem dla dawnych mistrzów.

Publiczność otrzymała to po co przyszła - solidną dawkę starego, niemodnego grania, zaserwowaną z polotem (sekcją grającą równo) oraz szalonym scenicznym show,a także lekką domieszką komizmu.  Słuchacze zostali porwani do wspólnej zabawy.