Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
sport

Pierwsze łupy Korsarzy

Autor Jakub Świerczyński, Katarzyna Andrzejczak 26 Sierpnia 2015 godz. 13:15
Korsarze Koszalin rozegrali premierowy mecz w Mistrzostwach Polski w futbolu ośmioosobowym. Zawody są rozgrywane w formie turniejów czterech drużyn, systemem każdy z każdym.

Po I etapie, zwycięzcy pięciu grup oraz trzy najlepsze zespoły z drugich miejsc zmierzą się w turniejach półfinałowych. W sobotnie popołudnie odbył się pierwszy turniej tzw. grupy północnej, w której grają Korsarze. Kolejny, decydujący o awansie odbędzie się 20 września na boisku w Kretominie pod Koszalinem.

 

Cały turniej, rozgrywany na obiektach GDKiF w Gdańsku, rozpoczął się od efektownego wejścia koszalińskich futbolistów. Zawodnicy prowadzeni przez wielki sztandar z herbem klubu, ubrani w nowe czerwono-złote stroje nawiązujące do historycznej nazwy zespołu, prezentowali się znakomicie. Całe zresztą widowisko z udziałem pierwszego koszalińskiego zespołu futbolu amerykańskiego obfitowało we wszystko, za co Amerykanie kochają ten sport: oprawę, nagłe zwroty akcji i twardą, walkę o każdy metr boiska.

 

 

Inauguracyjnym rywalem Korsarzy był zespół Husarii B Szczecin. Tak więc, już na początku turnieju czekały nas derby Pomorza Zachodniego. Wysoka stawka meczu i debiutancka trema wydawały się gwarantować, iż decydujący głos będzie miała formacja obronna Korsarzy. I tak też się stało. Korsarze ku zaskoczeniu rywali, aż trzykrotnie nie pozwolili im na pokonanie większej odległości z piłką niż 20 jardów (ok. 18 metrów). W tym okresie szczególnie wyróżniali się grający na najwyższym poziomie zaangażowania Wojciech Zienkiewicz i Łukasz Piasecki, który dwukrotnie swoimi intuicyjnymi interwencjami nie pozwolił rywalom na zdobycie większego dystansu.

 

Druga połowa meczu zaczęła się od opłacenia tzw. frycowego przez Korsarzy. W futbolu 8 osobowym przepisy są dość specyficzne. Błąd przy wyborze sposobu rozpoczęcia gry sprawił, że ponownie Husaria znalazła się w ataku. Tym razem Szczecinianie wykorzystali swoją szansę. Kilka udanych akcji biegowych doprowadziło ich do pola punktowego koszalińskiego zespołu. Następnie udane podwyższenie za 1 punkt dało prowadzenie Husarii 7 do 0. Skuteczna akcja rywali w tak wyrównanym meczu oraz trudy fizycznej walki przez pierwsze trzy kwarty nie nastrajały zbyt dobrze przed decydującym starciem w czwartej kwarcie. Wtedy jednak, zamiast szukać usprawiedliwień dla porażki, do roboty wzięła się formacja ofensywna Korsarzy Koszalin. Mateusz Świerczyński po kilku skutecznych akcjach biegowych całego zespołu posłał „pocisk” aż na 27 jardów (ok. 24,5 metra) do nieobstawionego Wojciecha Sobko, ten dołożył kolejne 13 jardów (ok. 12 metrów) udanym biegiem. I tym samym na 3 minuty przed końcem meczu Korsarze stanęli przed szansą na wyrównanie wprawiając przy tym grupkę koszalińskich kibiców w prawdziwą euforię. Szansy tej nasi zawodnicy nie zmarnowali. Lider ofensywy Michał Zuziak już w kolejnej akcji przedarł się prawą stroną i wbiegł w pole punktowe Szczecinian, zdobywając tym samym dla swojego zespołu pierwsze 6 punktów w meczu o stawkę. Skuteczne podwyższenie za 1 punkt Wojciecha Zienkiewicza pokazało, że koszalińscy gracze radzą sobie również w formacjach specjalnych i mieliśmy

remis 7 do 7.

 

 

 

 

Do końca meczu pozostały 2 minuty i 30 sekund, a na stadionie napięcie rosło. Wiadomo było, że jeżeli defensywa Korsarzy wytrzyma napór to sensacja w postaci remisu stanie się faktem. Przez kolejne sekundy wydawało się, że ten scenariusz się ziści. Niestety, w zasadzie jedyna naprawdę udana w tej części meczu akcja ofensywna Husarii doprowadziła ich na 25 jardów przed pole punktowe. Trenerzy podjęli decyzje o wykonaniu tzw. field goal’a, czyli kopnięciu piłki pomiędzy słupki. Ku rozpaczy walecznych Korsarzy próba ta okazała się skuteczna. A zaraz po jej wykonaniu sędzia zakończył mecz.

 

Prowadzący Korsarzy duet trenerski Dariusz Ankiewicz i Marcin Olesiński nie pozwolił jednak załamać się swoim młodym zawodnikom. Przekonywali, że minimalna porażka i walka do ostatniego gwizdka powinna tylko napędzić zespół do lepszej gry i zwycięstwa w następnym meczu. Jak bardzo prorocze okazały się te słowa okazało się 4 godziny później, kiedy Korsarze zmierzyli się z gospodarzami turnieju Wikingami Gdańsk. Od początku meczu to Koszalinianie dyktowali warunki na boisku. Formacja defensywna, w której brylowali Alan Sokołowski i Bartłomiej Łopato rozbijała kolejne ataki Wikingów niczym falochrony napierające morze. W takiej sytuacji, formacji ataku nie pozostało nic innego jak pójść w ślady kolegów z obrony i pokazać, że dzisiaj to Korsarze okażą się lepszym zespołem. Po pierwszych dwóch nieudanych próbach nastąpił przełom w grze ofensywnej i wszystko zaczęło wychodzić. Najpierw skuteczne podanie na 8 jardów i bieg po kolejne punkty M. Zuziaka. Następnie powtórka z meczu z Husarią, czyli dalekie 30 jardowe podanie do Wojciecha Sobko i wreszcie kapitalna zagrywka, w której aż trzech wolnych odbierających koszalińskiego zespołu czekało na podanie. Otrzymał je ponownie Michał Zuziak i na tablicy wyników mieliśmy 20 do 0 dla Korsarzy. Jakby tego było mało Marcin Hyla popisał się świetnym przechwytem i amerykański trener zespołu z Gdańska mógł tylko bezradnie załamywać ręce próbując dodać otuchy gasnącym z sekundy na sekundę Wikingom. Pierwsza połowa była prawdziwym popisem najmłodszego zespołu w stawce. Zróżnicowana gra, umiejętne zmiany tempa i bezwzględna skuteczność sprawiły, że losy pojedynku wydawały się przesądzone.

 

 

 

 

Jednak jak bardzo emocjonującym sportem jest futbol amerykański przekonaliśmy się już na początku drugiej połowy. Rozluźnieni Korsarze podjęli ryzyko wypróbowania kilku nowych zagrywek. Mimo iż, a może dlatego że były one pomysłowe i skomplikowane jak ich nazwy np.: „meteor blitzkrieg” to nie przyniosły powodzenia. Wikingowie zachęceni słabszą postawą rywali ruszyli do ataku i dwukrotnie zdobyli przyłożenie zmniejszając rezultat do stanu 20 do 14. Kiedy koszalińscy kibice zaczynali nerwowo rozglądać się za apteką w celu zakupu nerwosolu, sprawy w swoje ręce wziął niezawodny tego dnia Zuziak. Po wznowieniu gry tzw. kick off’em, czyli kopnięciem piłki przez całe boisku, po prostu złapał piłkę i zaczął brawurowo mijać przeciwników niczym slalomowe tyczki. Rywalom udało się go zatrzymać dopiero po 70 jardach (sic!). W tym momencie stało się jasne, że Korsarze dowiozą przewagę do końca meczu. W następnej akcji rozgrywający Mateusz Świerczyński skuteczną zagrywką przechytrzył obronę Wikingów a Bartłomiej Sitarz wbiegł w pole punktowe pieczętując pierwszy triumf koszalińskiej drużyny w historii.

 

W pozostałych meczach również nie zabrakło emocji. Husaria po raz kolejny pokazała, że warto grać do końca. Odrobiła 12 punktową stratę do Amber Hawks Kaliningrad i zremisowała po 35. Ten wynik oznacza, że Korsarze 20 września na boisku w Kretominie zmierzą się z gośćmi z Rosji nie tylko o drugie zwycięstwo ale staną również przed szansą na awans do półfinału mistrzostw Polski w futbolu 8 osobowym. Oby jak najliczniej zgromadzona publiczność była świadkiem tego sukcesu.

 

 

Gdańsk, 22 sierpnia 2015 r. godz. 10.00, Stadion GOKF, Mistrzostwa Polski Futbol 8 osobowy.

Husaria B Szczecin – Korsarze Koszalin 10 : 7 (0:0, 0:0, 7:0, 3:7)

Widzów: ok. 250 osób

 

 Gdańsk, 22 sierpnia 2015 r. godz. 15.30, Stadion GOKF, Mistrzostwa Polski Futbol 8 osobowy.

Wikingowie B Gdańsk – Korsarze Koszalin 14 : 26 (0:6, 0:14, 8:0, 6:6)

Widzów: ok. 300 osób

 

Tabela po I turnieju:

Poz.

Zespół:

Mecze:

Z/R/P

+/-

Pkt.

1.

Amber Hawks Kaliningrad

2

1/1/0

16

3

2.

Husaria B Szczecin

2

1/1/0

3

3

3.

Korsarze Koszalin

2

1/0/1

9

2

4.

Wikingowie B Gdańsk

2

0/0/2

-28

0

 

 

 

Czytaj też

Jeżeli chcesz być lepszy dołącz do Korsarzy

Jakub Świerczyński - 6 Kwietnia 2017 godz. 5:02
Adam Ostasz-Jarecki – pół Polak, pół Amerykanin. Niedawno przyjechał na stałe do Koszalina bo chce postawić na nogi kultową mieleńską restaurację Mewa i koszaliński zespół footballu amerykańskiego Korsarze. Jakubowi Świerczewskiemu opowiedział o miłości do Koszalina i footballu, o oczekiwaniach na ten sezon i szansie dla młodych koszalinian na zagraniczne stypendium. JŚ: Adam, witaj w Polsce. Powiedz, czujesz się bardziej Polakiem czy Amerykaninem? Adam Ostasz: Polakiem! Od zawsze wiązałem swoją przyszłość z Polską. Co prawda urodziłem się i żyłem w USA ale moja rodzina jest z Polski i zawsze tutaj czułem się jak w domu. Dlatego też w końcu wróciłem. Do miasta z którego pochodzi moja rodzina. Tutaj mogę kontynuować swoją pasję do footballu amerykańskiego i przysłużyć się dzięki temu coś tutejszej społeczności. Chłopakom, którzy dają z siebie wszystko uprawiając ten sport. Chcę im pomóc aby coś z tego było. Miałem inne oferty ale myślę, że właśnie Koszalin jest dobrym miejscem aby zacząć. Teraz moim celem jest pracować bardzo, bardzo ciężko. Pokazać, że jesteśmy Korsarzami - godnymi tej nazwy i tego miasta.  JŚ: Jak rozumiem grałeś w USA i masz doświadczenie zawodnicze? AO: Tak, grałem od 10 roku życia. Grałem na linii ofensywnej i defensywnej. Później, kiedy życie stało się życiem wciąż utrzymywałem kontakt z kolegami z boiska. Ale najlepsze lata dla mnie to czas szkoły, kiedy football był moją największą pasją. Przez cały ten czas uczyłem się dużo, również teorii. Miałem też świetnych trenerów, którzy grali profesjonalnie w football, nawet w NFL (zawodowa liga footballu amerykańskiego w USA – dopisek redakcji). Zawsze otrzymywałem od nich dużo wsparcia. Dlatego chcę to teraz przekazać młodym zawodnikom tutaj w Polsce. Jednym z moich celów jest zachęcenie do treningów jak największej ilości młodzieży i dorosłych. Tak aby każdy mógł przyjść na boisko, wyszaleć się. Czuję, że to może być dobry pomysł dla każdego kto ma ochotę na aktywne spędzanie czasu. JŚ: Obecnie rekrutujecie do zespołu. Czy są jakieś wymagania, które trzeba spełniać aby do Was dołączyć? AO: Nie, zapraszamy wszystkich którzy chcą spróbować czegoś nowego albo też mają jakieś doświadczenie. Po prostu szukamy chętnych, którzy będą oddani, gotowi trenować i cieszyć się tym sportem. Szukamy osób konsekwentnych, zdyscyplinowanych, dla których ważna jest drużyna. Ale przed nikim nie zamykamy drzwi. JŚ: Jakie plany, jakie oczekiwania wiążesz z Korsarzami w tym roku? AO: Chcę wygrać ten sezon (śmiech) JŚ: Od razu? Amerykańskie podejście… (śmiech) AO: A tak realistycznie rzecz biorąc przede wszystkim chcę zbudować drużynę. Drużynę, która wierzy w swoją siłę i w siebie. Będzie dużo potu i krwi. Nie będzie lekko. Ale po to tu jesteśmy aby zbudować coś pozytywnego, a to nie będzie możliwe bez ciężkiej pracy. Naszym celem na ten sezon jest stworzenie dobrego playbook’a i dobrej drużyny gotowej do poświęceń. Tak aby każdy rywal wiedział, że musi się namęczyć aby wygrać z nami. JŚ: Tak na zachętę, jak wcześniej mówiłeś, to najlepsi i najbardziej oddani zawodnicy Korsarzy mogą nawet liczyć na stypendium w  USA? AO: Tak, to prawda. Szansa jest. Jeżeli ktoś pokażę talent, podlega szczegółowej analizie scoutów, którzy oglądają jego możliwości na wideo. Następnym krokiem jest przyjazd jednego z członków sztabu trenerskiego aby obejrzeć kandydata na żywo. Wtedy taka osoba może liczyć na stypendium w High School albo nawet Collegu (wyższej szkole w USA). JŚ: O jaką szkołę chodzi, możesz zdradzić? Tak. To University Christian School w Jacksonville na Florydzie. Ja spędziłem tam cztery lata. Jest tam teraz kilku obcokrajowców, w tym jeden z Niemiec. Trener drużyny powiedział mi, że cały czas szukają kolejnych. Szczególnie lubią dużych zawodników ale drzwi są otwarte dla każdego kto ma talent i chce zdobyć wykształcenie akademickie w USA. Dobry zawodnik footballu amerykańskiego musi być też mądry. Każda z pozycji w tym sporcie wymaga odpowiednich zdolności nie tylko sportowych ale również mentalnych. To sport dla gentlemanów, którzy szanują siebie nawzajem, przeciwników i tę piękną grę. Wiem, że moi koledzy ze szkoły, którzy prowadzą obecnie zespół chcieliby zobaczyć u siebie w składzie kogoś stąd, z Polski. Kto wie, może kiedyś w NFL zagra ktoś z Koszalina. Choć wiem, że to odległe marzenie. JŚ: Powiedz jak Ci się podoba w Koszalinie po przyjeździe? Przyjechać na stałe, a nie tylko na wakacje, to dwie różne rzeczy? Coś się zaskoczyło? Zmartwiło? AO: Gdy przyjeżdżałem na wakacje, to tydzień, dwa zawsze było za mało. Jestem tu już dwa miesiące. Jeszcze mam trochę problemy z językiem. Czasami mi brakuje jakichś słów. Ale kocham ten kraj i zawsze się czułem tutaj jak w domu. Jest na pewno bardziej spokojnie. Dużo więcej szacunku pomiędzy ludźmi, którego nieraz brakowało mi w USA. Na pewno jest inaczej niż w USA. Nie chcę mówić, że lepiej niż w USA. Ale na razie czuję się tutaj bardzo dobrze. Mieszkam obecnie w Mielnie. Zajmuję się renowacją starej restauracji w Mielnie - Mewa. Chce tchnąć w nią nowe życie. Trochę polsko-amerykańskiego ducha. Restauracja będzie w tym samym czasie pełniła funkcję bazy klubu. Tam będzie zawsze ktoś z Korsarzy. Poza tym, zapraszamy co sobotę o godzinie 10 na boisko przy ul. Wenedów. Zawsze do 13 jesteśmy. Każdy kto wierzy, że nie ma granic (Adam użył zwrotu sky is the limit) jest mile widziany. Chcę uczyć, że we wszystkim co robimy można być lepszym. Dlatego jeżeli chcesz być lepszy dołącz do Korsarzy (śmiech). Zapraszamy wszystkich. JŚ: Ok, Adam. Dziękuję i Życzę powodzenia.